
Gdy inne miasta rozwijają swoje sieci rowerów miejskich, stawiając na nowoczesność, ekologię i wygodę mieszkańców, Radom od lat stoi w miejscu. A właściwie… stoi bez roweru. Kolejny rok z rzędu radomianie muszą obyć się bez systemu, który kiedyś zmieniał codzienność — i to na lepsze. Bo jak inaczej nazwać sytuację, w której w XXI wieku, w środku Polski, nie mamy ani jednego roweru miejskiego do dyspozycji?
Gdzie podziały się rowery? Dlaczego Radom nadal ich nie ma?
Jeszcze kilka lat temu system Radomskiego Roweru Miejskiego był częścią miejskiego krajobrazu. Ludzie dojeżdżali do pracy, szkoły, na zakupy. Było szybko, tanio, zdrowo. Ale pandemia zatrzymała nie tylko życie społeczne — zatrzymała też rowery. I wygląda na to, że władze miasta nigdy nie zdążyły ich odblokować.
Dziś sytuacja jest jasna: w budżecie na 2025 rok nie przewidziano ani złotówki na ponowne uruchomienie systemu. Taką informację potwierdziła Monika Skopek z Urzędu Miejskiego. Tłumaczenie? Brak środków. Ale nie tylko. Rowery miały być wyeksploatowane, zdewastowane i niedostosowane do nowoczesnych standardów.
Zabrakło pieniędzy? Być może. Ale czy nie zabrakło też determinacji, wizji i szacunku do mieszkańców?
Radomianie mówią: „Brakuje nam rowerów”
Dziennikarze RDC zapytali mieszkańców, czy brak miejskich rowerów im doskwiera. I odpowiedzi były jednoznaczne: „Brakuje. Gdzie one są?”. To pytanie padało z ust niejednego rozmówcy. Bo to nie tylko rowery zniknęły — zniknęła też nadzieja, że coś się zmieni.
W maju zeszłego roku MOSiR zdecydował się na ostateczny krok — sprzedaż jednośladów. To był symboliczny koniec. A przecież rowery miejskie to nie moda, to niezbędny element miejskiej mobilności. Dla wielu mieszkańców to była alternatywa dla zatłoczonych autobusów, szansa na aktywny tryb życia, wolność przemieszczania się.
Czy Radom naprawdę nie może pozwolić sobie na kilkadziesiąt jednośladów, które zrewolucjonizowałyby codzienność tysięcy ludzi? Czy naprawdę brakuje tylko pieniędzy, czy może również chęci wyjścia naprzeciw potrzebom mieszkańców?
Sprawa rowerów miejskich w Radomiu to nie tylko temat infrastrukturalny. To sprawdzian, jak bardzo miasto potrafi słuchać swoich mieszkańców. A dziś odpowiedź wydaje się smutna — niesłuchanie kosztuje więcej niż rowery.